7.
Szczupła blondynka siedziała przy jednym ze stolików usytuowanych przy oknie, z którego to rozciągał się widok na panoramę miasta. Fettner niepewnie podążył w wyznaczone miejsce, próbując sobie przypomnieć, kiedy ostatnim razem był w Lichtblicku.
- Laura – przywitał się skinieniem głowy, po czym odsunął krzesło i usiadł naprzeciw wpatrzonej w niego dziewczyny. Musiała przyznać, że w skrojonej na miarę białej koszuli, zakrywającej jego wszystkie tatuaże, których nie była fanką, wyglądał dość przystojnie.
- Manuel, jeszcze raz dziękuję, że znalazłeś tak szybko czas – uśmiechnęła się wdzięcznie i podsunęła mu pod nos kartę dań – Nie krępuj się, ja zapraszam, w końcu to spotkanie z mojej inicjatywy.
- Ja zawsze biorę tutaj smażoną płaszczkę atlantycką z tagliatelle i konfiturą – szatyn uniósł dłoń, nie zaglądają nawet w kartę.
- W takim razie poprosimy dwa razy płaszczkę oraz butelkę Baron de L Poully Fume z 2012 - blondynka odwróciła się przez ramię do kelnera, który przyjął ich zamówienie, polecając jeszcze dzisiejszy deser.
- Szczerze mówiąc – odchrząknął Fettner i splótł palce obu dłoni, opierając je o blat stołu – W innych okolicznościach pomyślałbym, że zaprosiłaś mnie na randkę.
- Nie pochlebiaj sobie, Manu – parsknęła, drapiąc się zawstydzająco za uchem. Skoczek ze zmarszczonym czołem obserwował jak kelner nalewa do ich kieliszków zamówiony trunek i odchodzi kłaniając się.
- No dobrze – wyprostował się, poprawiając na krześle i łapiąc za nóżkę od lampki wina, delikatnie je mieszając – Dobry obiad w wykwintnej restauracji i butelka dobrego wina, tyle jest warte moje milczenie o naszej dzisiejszej rozmowie, dobrze rozumiem?
- Inteligencji nie można ci odmówić – przyznała niebieskooka, zanurzając swoje usta w francuskim, białym winie.
- Ponoć kilku innych rzeczy również, ale przejdźmy już do sedna sprawy – puścił jej ponaglające spojrzenie – O czym Gregor ma się nie dowiedzieć?
- O tej Polce, która była fizjoterapeutką w niemieckiej kadrze – chrząknęła, spuszczając wzrok, ewidentnie zniesmaczona.
- Aaaa – odrzekł rozbawiony szatyn – Dziękujemy – skierował się do obsługi, która podała właśnie ich obiad na talerzach – Jaśmina, Jasmine, Jas – wymienił we wszystkich językach i zdrobnieniach, kręcąc przy tym głową z rozbawieniem i niedowierzaniem – Boże, ta dziewczyna ma niemożliwy potencjał, świat o niej nie zapomni nigdy – przestał stukać palcami po blacie stołu i chwycił za sztućce.
- Nie masz z nią żadnej przeszłości, prawda?
- Słucham?
- Nie chcę być wścibska, czy niegrzeczna, ale sądząc po tym, że i Thomas i Gregor, czy ten piłkarz z Niemiec...
- Laura – przerwał jej ostrym tonem – Nie znasz jej, nie oceniaj w ten sposób, nie przy mnie, dobrze?
- Więc mogę cię o coś spytać?
- Oczywiście – wzruszył nonszalancko ramionami, biorąc do ust pierwszy kęs.
- Skoro ty ją znasz, powiedz mi... jaka ona jest?
Fettner zmierzył blondynkę swoimi ciemnymi tęczówkami i zaprzestał spokojnego konsumowanie swojego posiłku, ponieważ w tym pytaniu było coś melancholijnego.
- Zjawia się nagle, jest wszędzie – wypuścił ze świstem powietrze, wracając pamięcią do przeszłych lat – Pomaga wszystkim dookoła. No cóż, jest piękna, uparta i dumna.
- A jacy byli razem? - powieka blondynki niespokojnie drgnęła, a ton jej głosu był nasączony głębokimi emocjami.
- Nie wiem – Fettner ściągnął brwi, dostrzegając podły nastrój swojej kompanki i to, że jego szczerość może ją jeszcze bardziej zasmucić – Nie miałem zbyt wielu okazji, wiesz potrafią być obydwoje tacy inspirujący, ponadprzecietni, tacy indywidualiści, o tak! Gregor to cholerny indywidualista. Czemu w ogóle o nią pytasz? Jesteś z nim, więc chyba powinnaś jego o to zapytać.
- On nie chce o niej rozmawiać – odparła ze zrezygnowaniem – Za każdym razem ucina jej temat. Poza tym wszystko było dobrze do momentu, w którym się znowu pojawiła. A ja mam oczy i intuicję.
- Laura – zająknął się – Przepraszam, ale to co powiem, będzie przykre. Uwielbiam Ciebie i jego razem, naprawdę, ale ja zawsze miałem wrażenie, że tam coś się nie skończyło. To, że jesteście razem, pomieszkujecie ze sobą, macie razem psa, przedstawił cię rodzicom, to jeszcze nic nie znaczy.
- Jestem elementem, który miał załatać pustkę, tą wielką wyrwę w jego sercu? To mi chcesz powiedzieć, Manu?
- Między nimi zawsze była jakaś niezdrowa i ciągłą rywalizacja, chcą sobie imponować, ciągle coś udowadniać.
- Nie wiesz może, czy ona ma teraz kogoś? - blondynka poprzez nadmierne mruganie, próbowała powstrzymać napływające do oczu łzy.
- Nie wiem – skoczek wzruszył ramionami, wydymając przy tym bezradnie dolną wargę – Chyba tak, coś mi mignęło przed jej przylotem tutaj na jej social mediach, ale …
- Ale?
- Nawet jeśli kogoś ona ma, to nikt nie ma jej. Jeśli wiesz co przez to chcę powiedzieć.
Gregor
Drzwi do domu otworzyła mi jak zwykle rozpromieniona Sabrina. Widywałem ją sporadycznie, ale kiedy tylko nadarzała się ku temu okazja, od razu roztaczała wokoło siebie dobrą i ciepłą aurę. Chociaż może sekret tkwił w jej roześmianych oczach z wiecznie rozpalonymi iskierkami szczęścia.
- Gregor, wejdź i daj mi jeszcze pięć minut, proszę – powiedziała usprawiedliwiającym tonem, jakby kiedykolwiek kobiecie przysłowiowe pięć minut rzeczywiście tyle trwało.
- Pięć mówisz? - poddaję jej słowa w wątpliwość, przez co blondynka patrzy na mnie nieprzychylnie spod byka – Pośpiesz się, bo więcej z nim nie wytrzymam – wskazuję palcem za ścianę, w przestrzeń w której z pewnością na kanapie siedzi Morgenstern i ogląda jakikolwiek sport, który aktualnie transmituje Eurosport.
- W pięć minut chyba zdążysz wytłumaczyć mojemu narzeczonemu, dlaczego muszę z tobą wyjść – rzuciła kokieteryjnie, zdając sobie doskonale sprawę z tego, że miałem nadzieję, iż sama o wszystkim raczyła go poinformować.
- Kochanie, mamy gościa? - głos blondyna był co raz bardziej donośny, dlatego kiedy tylko wyłonił się zza progu machinalnie skinąłem głową – O! - wyrwało mu się niechcący, po czym posłał na przemian Sabrinie i mnie swoje równie zaskoczone spojrzenie.
- Za chwilę wrócę – oznajmiła ukochana Thomasa, kładąc mu dłoń i na klatce piersiowej i całując w przelotnie w policzek. Obróciła się na pięcie i pognała szybkim krokiem na piętro po schodach.
- Dobrze rozumiem, że to z tobą gdzieś pilnie wychodzi Sabrina? - gestykulował w powietrzu, jakby coś mu się nie zgadzało, a filuterny uśmiech wkradł się na moja twarz. Zaskoczony Morgenstern to widok, który mimowolnie poprawiał mi humor.
- Tak – przyznałem, kiedy były skoczek pokiwał ze zrozumieniem głową i wsunął dłonie do kieszeni dresów – Poprosiłem Sabrinę, żeby pomogła wybrać mi pierścionek dla Laury.
- Pierścionek? - ściągnął brwi z niezrozumieniem i popatrzył na mnie pytająco.
- Pierścionek – pokiwałem potwierdzająco głową – Zaręczynowy.
Blondyn prychnął i zaśmiał się buńczucznie, podpierając się jedną dłonią o ścianę.
- I prosisz o to Sabrinę?
- Dlaczego by nie? Nie znam się na tym, a ona jest kobietą i ma dobry gust.
- Ty naprawdę chcesz się oświadczyć? Skąd ten pomysł?
- Co cię to obchodzi, Morgenstern, co?
- No jasne – blondyn przygryzł dolną wargę i nagle wypowiedział coś z niespodziewaną oczywistością w głosie – Dlatego robisz to tak ostentacyjnie, żebym jednak się tym zainteresował.
- Co ty pieprzysz? - przetarłem dłonią swoją zmęczoną twarz i spojrzałem z poirytowaniem na błazeńską twarz Thomasa, której wyraz irytował mnie z każdą sekundą co raz bardziej.
- Boisz się, że już dłużej nie wytrzymasz widując się tak często z Jas i wykonujesz szybką, ale skuteczną ucieczkę do przodu, chcąc oświadczyć się Laurze. Sprytne, aczkolwiek trochę smutne.
- Po czym ty to niby wnioskujesz, co? - warknąłem poirytowany faktem, że poniekąd ten głąb mnie przejrzał. Z początku pomysł Simona był dla mnie absurdalny, jednak im dłużej o nim myślałem w ten sposób, tym bardziej wydawał się właściwy.
- Bo przyszedłeś tutaj pod pretekstem, żeby to Sabrina pomogła ci w wyborze pierścionka, bo chciałeś, żebym się o tym dowiedział i powiedział, że to beznadziejny pomysł. Simon tego nie zrobi, twoja rodzina też ci tego nie powie. Dobrze wiesz, że tylko ja ci to odradzę.
- Zbyt dużo sobie przypisujesz, przyszedłem do Sabriny.
- Właśnie – pokiwał głową – Do Sabriny, a nie do Anny, nie do siostry Laury, która zna ją najlepiej i która od dziecka wie o jakim pierścionku zaręczynowym marzy jej młodsza siostra – prychnął kpiarsko - Zrobiłeś to podświadomie, albo umyślnie, nie wiem, ale po raz kolejny się nie mylę, prawda Gregor?
Pytanie zawisło w powietrzu, przeszywając mnie na wylot, kiedy ze schodów zbiegła gotowa do wyjścia Sabrina.
- Gregor, idziemy?
Przeciągłą chwilę patrzyłem na blondyna, który stał oparty o ścianę z założonymi rękoma i uniesioną pytająco do góry jedną brwią, po czym przeniosłem wzrok na jego ukochaną.
- Przepraszam, Sabrina – przymknąłem oczy i pokiwałem delikatnie głową, zaciskając przy tym wargi – Zapomniałem o jednej rzeczy, coś mi wypadło, dzisiaj nie dam rady, ale odezwę się, przepraszam, że zawracałem ci głowę. Sam się odprowadzę.
Widząc zdezorientowanie na jej twarzy, a po chwili niemiłosierny wzrok wbity w Thomasa, wykonałem krok w tył i opuściłem posiadłość Morgensterna w pośpiechu zamykając za sobą drzwi, a następnie furtkę. Nacisnąłem przycisk na pilocie od auta, kiedy w progu domu stanął blondyn.
- Dlaczego uciekasz, tchórzu? Prawda boli?
Zignorowałem blondyna i odjechałem spod jego domu z piskiem opon.
Thomas wszedł z powrotem do środka, gdzie prawdopodobnie będzie go czekała konfrontacja z jego ukochaną blondynką, jednak ta właśnie kończyła telefoniczną, serdeczną rozmowę swoim kojącym, słodkim głosem.
- Kto dzwonił? - wskazał podbródkiem na odłożony na bok aparat.
- Laura – odpowiedziała, nieco skonsternowana – Zaprosiła nas jutro z Gregorem na kolację.
- Nic z tego już nie rozumiem - blondyn pokręcił głową, jakby coś mu się nie zgadzało – Nas? Tylko nas?
- Nie, będzie też Simon z żoną i … - urwała wpół słowa.
- I? - popatrzył na blondynkę, ponaglając jej wypowiedź.
- Jaśmina ze swoim narzeczonym.
- Słucham?
- Która część cię tak zdziwiła, Jaśmina czy jej narzeczony? - Sabrina spojrzała wymownie na Thomasa, a on spacyfikował ją jednym rozbrajającym uśmiechem – Żartuję, też jestem w szoku. Mówiłeś, że z tym Durmem to już dawno się rozstali, skąd by się wziął narzeczony? I to tutaj? Teraz? Przecież przyjechała tutaj do pracy. To ktoś stąd?
- Nie mam pojęcia, przecież … - urwał, kiedy rozległ się dźwięk jego telefonu, a kiedy spojrzał na wyświetlacz uniósł do góry palce i natychmiast odebrał, przełączając na głośnomówiący – Tak, Maciek?
- Witaj, Thomas, przepraszam, że cię niepokoje, ale mam poważne podstawy by martwić się o Jaśminę.
Jaśmina
- Twoja koleżanka zaprosiła nas na kolację – oznajmił spokojnym tonem, wchodząc do pokoju i przesuwając na półce zapachową świeczkę.
- To nie jest moja koleżanka w gwoli ścisłości – na chwile oderwałam wzrok od książki, którą czytałam z beznamiętnym spojrzeniem.
- Rozumiem – Konrad uśmiechnął się tajemniczo i usiadł po drugiej stronie kanapy, opierając rękę o zagłówek na całej jej długości – Ty wolałabyś, żeby to jej ukochany był twoim przyjacielem, prawda?
- Nic takiego nie powiedziałam – przymknęłam mocno powieki, ganiąc się w duchu za to, że ponownie daję się mu sprowokować – Przecież wiesz, że to co było zostawiliśmy już za sobą, ty też masz jakąś przeszłość, sam tak mówiłeś, kiedy spotkaliśmy się po latach.
- Doskonale wiem, co mówiłem, kochanie – zganił mnie tembrem swojego głosu, przypominając mi jednocześnie, żebym się nie zagalopowywała – Jednak nie chciałbym jutro zobaczyć, że on wciąż jest dla ciebie ważny, bardzo nie chciałbym się rozczarować – pochylił się w moją stronę, sunąc swoim palcem w okolicach mojego oka, wokół którego została przebarwiona plama, blednącego siniaka – Zrozumiałaś?
Skinęłam delikatnie głową, po czym poczułam jego przyprawiający mnie o mdłości zapach i ślady mokrych ust na moim czole.
- Jestem zmęczona i chciałabym odpocząć – zaczęłam, odstawiając książkę i nie pozostawiając nawet zakładki w miejscu, w którym rzekomo skończyłam czytać - Skoro jutro idziemy na kolację, to pozwolisz, że … - nie dokończyłam, ponieważ poczułam jak Konrad łapie kurczliwie za moje nadgarstki.
- Pójdziesz, ale za chwilę – wyszeptał, głaszcząc mnie po głowie i zakładając za ucho opadające włosy. Zsunął mnie na panele, a ja głośno westchnęłam, próbując jak najszybciej połknąć napływające do oczu łzy.
- Konrad, proszę, naprawdę źle się czuję – próbowałam oponować, nie wiedząc na ile mogę sobie dzisiaj pozwolić.
- Szybciej zaczniesz, szybciej skończysz, szybciej pójdziesz spać, Jaśmina – mówiąc to opuścił swoje spodnie w dół, rozsiadł się wygodnie na kanapie i mocno złapał za tył mojej głowy.
Gregor
- Nie będziesz się do mnie już w ogóle odzywał, Gregor? - pytanie podirytowanej i zmęczonej sytuacją między nami od wczoraj Laury przerwało kuchenny harmider i dźwięk obijanych o siebie ganków oraz talerzy – Czy tylko dzisiaj? - obróciła się w moją stronę i zagradzając mi przejście, założyła dłonie na krzyż, wpatrując się we mnie swoimi czystymi, błękitnymi oczami. Kolacja w takim gronie jakie zorganizowała, była ostatnią rzeczą na jaką w tym życiu miałem ochotę i gdy w pierwszej chwili niepohamowanej złości, wyraźnie dałem to jej do zrozumienia, zobaczyłem również, że tym samym właśnie tego oczekiwała. Przyjęła to bardzo chłodno, a posługując się terminologią kuchenną, wytrawnie. Taka była Laura. Rzadko ulegająca gwałtownym wybuchom emocji, które powściągała. Stroniła od uzewnętrzniania swoich pierwszych odczuć, a pokazywała tylko te wtórne, przeanalizowane, przepracowane, kontrolowane. Była tak zupełnie inna od Jaśminy. Cholera. Przecież właśnie moja chęć opuszczenia na dzisiejszy wieczór tego domu, to dla Laury dostatecznie jasny i przejrzysty sygnał, że jej podejrzenia są prawdziwe. Nie mogłem więc jej zawieść i musiałem odegrać dzisiejszą rolę perfekcyjnie, aby raz na zawsze pozbyła się swoich uprzedzeń. Nie ważne, jak bardzo będzie mnie to dzisiaj rozdzierać, to zrobię wszystko co w mojej mocy, aby wiedziała, że zależy mi tylko na niej, że to ona jest moją przystanią, przyszłością.
- Po prostu wolałbym, żebyś konsultowała ze mną takie rzeczy, a nie stawiała mnie przed faktem dokonanym.
- Bo wtedy kategorycznie byś się nie zgodził, prawda?
- Nie – odpowiedziałem po chwili, ku jej wyraźnemu zaskoczeniu – Powiedziałbym, że to głupi pomysł, ale skoro tak bardzo ci na tym zależy, to to zróbmy.
- Więc chodzi jedynie o kontrole decyzji?
- Laura – spuściłem głowę i potarłem niemrawo o czoło – Doskonale zdaję sobie sprawę, że jestem dzisiaj twoim programem terapeutycznym rozkładanym na czynniki pierwsze, możesz to robić bardziej subtelnie?
- Więc będziesz się kontrolował? - prychnęła, jednym ruchem wyłączając piekarnik – Musisz się przy niej kontrolować.
- Postawiłaś mnie w bardzo niekomfortowej sytuacji, Laura. Czy ja za twoimi plecami urządzam jakieś spotkania z twoim byłym i koleżanką z pracy, którą średnio lubisz i zawsze z nią konkurowałaś? Nie. Ale jestem tutaj, bo chcę ci udowodnić, że wszystkie twoje obiekcje są tylko w twojej głowie, egzystują tam jako jakiś wymysł, nadinterpretacje i dopowiedzenia.
- Otworzę – w trakcie wymownej bitwy na spojrzenia, rozległ się dźwięk dzwonka, więc po kapitulacji blondynka pokierowała się w stronę drzwi wejściowych. Z cichym westchnięciem omiotłem wzrokiem naszykowane, zamówione przystawki oraz danie główne, które zajmowało wszystkie poziomy w piekarniku.
- Gregor!
- Idę!
W progu domu zobaczyłem Morgensterna składającego kwiaty na ręce mojej ukochanej oraz pozbywającą się wierzchniego odzienia Sabriny. Gdzieś zza jej pleców na swoim wózku wyjechał Simon, na którego widok szczerze się ucieszyłem.
- Nie musisz wychodzić mi na przywitanie, Gregor – powiedział uszczypliwie – Moja lepsza połowa niestety musiała dzisiaj zostać z gorączkującym Alexem, ale spokojnie zjem jej porcję, nic się nie zmarnuje – poklepał się po wątpliwie wypiętym brzuchu i udał się wprost do salonu.
- Proszę nie krępuj się, czuj się jak u siebie – rzuciła za nim rozbawiona Laura, jedną ręką poprawiając swoje włosy, a w drugiej wciąż trzymając kolorowy bukiet.
- Tak właśnie się czuję! - zawołał donośnym głosem mój przyjaciel, powodując szczery uśmiech na mojej twarzy. Nosiłem w sobie przeczucie, graniczące niemal z pewnością, że Simon będzie dziś moim jedynym i prawdziwym kompanem w batalii, której nie wiedziałam jeszcze jak stoczyć.
- Pomogę ci w kuchni – zaoferowała Sabrina i wraz z Laurą za jej aprobatą udały się do wspomnianego pomieszczenia, zostawiając mnie w holu sam na sam z Morgensternem.
- Będziesz miał taki idiotyczny wyraz twarzy cały wieczór? - mocno gestykulowałam wokoło jego twarzy, po czym oparłem dłonie o biodra i zmiażdżyłem usta.
- Ha ha – zaśmiał się z rozwartymi ustami – Ciebie równie miło widzieć, Gregor – odparł z przekłamanym uśmiechem, poprawiając guziki od szarej koszuli - A ty się tak cały pospinałeś, bo wiem o tobie trochę za dużo, czy może to ma związek z kimś kogo jeszcze tutaj nie ma, hm? - pochylił się i zniżył głos do konspiracyjnego szeptu – Nieważne, masz zajmij się czymś – blondyn rzucił na moje ręce butelkę czerwonego wina i wyminął mnie wymownie, ewidentnie rozbawiony zaistniałą sytuacją. Dziękowałem w duchu, że przedwczoraj zostawiłem otwieracz do wina w spiżarni, gdzie uzbierała się już spora kolekcja na specjalne okazje, kiedy to po kryjomu próbowaliśmy z Lukasem pamiątki z Francji wujka Maxa. Na wysokości schodów prowadzących na piętro, pchnąłem niepozorne białe drzwi, uważając na zdradzieckie dwa strome stopnie i omiotłem wzrokiem pomieszczenie, które z pewnością dzisiejszego wieczora stanie się moim azylem i zręczną wymówką. Chwyciłem za korkociąg niedbale rzucony obok nieuprzątniętego korka i niczym obuchem dostałem w głowę wspomnieniem, które jak na jawie rozgrywało się właśnie przed moimi oczami. Jaśmina w moje błękitnej koszuli, strącająca z regału, w chwili namiętnego uniesienia, jedną z butelek. Jedno mrugnięcie. Laura uraczona kilkoma lampkami wina na jednych w pierwszych oficjalnych randek, przyparta ciężarem mojego ciała do stojącego obok stolika z rozczarowaniem w swoich niebieskich tęczówkach, kiedy mówię jej, żebyśmy jednak stąd wyszli. Potrząsam orzeźwiająco głową, łapiąc głębszy oddech i uspokajając swoje podwyższone tętno. Wychodzę ze spiżarni, gasząc za sobą światło i wchodzę wprost do salonu, w którym słyszę już przekrzykujące się głosy. Staję niemal jak wryty, kiedy dostrzegam siedzącą już za stołem Jaśminę, a obok niej nieco starszego ciemnego blondyna, z kilkudniowym zarostem. Jest zbyt blisko niej, a w przeciągu krótkiej chwili mojej konsternacji, wykonuje zbyt dużo czułych gestów i swobodnych muśnięć. Poza tym zdradza go wzrok. Patrzy na nią z uwielbieniem, pożądaniem i posiadaniem. I to właśnie z jego triumfalnym, przeszywającym mnie spojrzeniem, przyszło mi się zmierzyć pierwszemu. Jego kąciku ust delikatnie drgnęły, kiedy skonstatował jak bardzo jestem zaskoczony.
- Jesteśmy w komplecie – zauważył rezolutnie, a po jego słowach wszyscy skupili wzrok na mnie. Zderzyłem się z czekoladową tonią wpatrujących się we mnie ze strachem tęczówek Jaśminy i po przelotnym odnotowaniu tego faktu, od razy przerzuciłem wymowne spojrzenie na Laurę. Ta zagryzła z poczucia winy dolną wargę, ponieważ skrupulatnie ukrywała przede mną fakt, że Jaśmina przyjdzie na naszą kolację z osobą towarzyszącą. Parsknąłem w duchu na nikły podstęp blondynki, nie dowierzając, do czego była w stanie się posunąć.
- Więc możemy zaczynać, ale my nie mieliśmy okazji jeszcze się poznać – w mgnieniu oka podjąłem rękawicę rzuconą mi ze wszystkich stron i położywszy alkoholowy trunek na stole, uścisnąłem dłoń nieznajomemu człowiekowi – Gregor.
Jaśmina
- Konrad, miło mi. Jestem chłopakiem Jaśminy – odwzajemnił jego gest, chociaż ja czułam w tym uścisku próbę siły, dzięki której Konrad dosadnie chciał wyznaczyć pozycje. Schlierenzauer jakby spełniając moje niewerbalne i pobożne prośby unikał ze mną kontaktu wzrokowego na ile to tylko było możliwe, a już zupełnie nie pozwalał sobie na frywolne przeciągłe spojrzenia, które mogłyby tylko rozdrażnić Konrada i pogorszyć po powrocie do mieszkania moją i tak nieciekawą sytuacje. Mój los właśnie zależał od niczego nie świadomych ludzi, którym nie mogłam ufać.
- Którym z kolei – w połowie zdania Laura odchrząknęła znacząco i zanurzyła usta w wypełnionym niemal po brzegi kieliszku z uprzednio rozpoczętego już butelki wina. Moje wszystkie mięśnie spięły się gwałtownie, a ja przymknęłam powieki, czekając tym samym na niekontrolowany wybuch złości siedzącego obok mnie blondyna, jednak ku mojemu zaskoczeniu, on również postanowił odgrywać jakąś rolę.
- Mam nadzieję, że ostatnim – dotknął dłonią mojego kolana, a jego gest przyprawił mnie o gwałtowny odruch i wzdrygnięcie, które skorygował obracając uspokajająco głowę w moją stronę i wymuszając na mnie uśmiech – Byłem jej pierwszą miłością.
- Ty? A nie czasem ten piłkarz z Borussi Dortmund, eeeem Erik? - zagadnęła nieśmiało blondynka, wprawiając wszystkich zebranych w niemałą konsternację. Widziałam jak ostre spojrzenie w mgnieniu oka rzucił jej siedzący obok Schlierenzauer. Potarł niezręcznie dłonią swoje czoło i napełnił prawie do pełna swój kieliszek czerwonym alkoholem, który natychmiast zasmakował, wykrzywiając twarz.
- Nie – poprawił ją ze spokojem Konrad, uśmiechając się nader szarmancko w stronę blondynki – Był jej pierwszym chłopakiem, nie jedyną miłością – wyjaśnił równie rozluźniającym atmosferę głosem.
- Przepraszam jeśli jestem zbyt …
- Obcesowa? - żachnęłam się, siląc się na kwaśny uśmiech – Nie szkodzi.
Konrad złapał pod stołem mocniej za moją spoconą dłoń i ścisnął ją za mocno, przez co wykrzywiłam twarz w grymas bólu. W tym samym czasie dostrzegłam frapujący wyraz twarzy Morgensterna, który dokładnie lustrował mnie od pewnego czasu swoimi bystrymi oczami. Spojrzałam na niego ukradkiem z niezrozumieniem, a on jedynie uśmiechnął się smutno.
- Nie gniewaj się, kochana – ostatnie słowo gospodyni okrasiła cierpkością w głosie – Ale o twoim życiu uczuciowym można co nieco się dowiedzieć w internecie. W końcu nie ma się za co obrażać. Jesteś częścią życia wszystkich mężczyzn tutaj, no może poza Simonem. Sami swoi – zaśmiała się tragikomicznie i nim jej słowa dotarły do wszystkich zasiadający przy stole, Gregor odsunął swoje krzesło z piskiem.
- Laura, mogę cię prosić? - warknął w jej stronę, chwytając jednocześnie za łokieć i prowadząc w głąb kuchni.
- Przepraszam, muszę skorzystać z łazienki – przeprosiłam współbiesiadników, podnosząc się z miejsca i odkładając serwetkę od ust na stół.
- Pójść z tobą?
- Nie, Konrad, poradzę sobie.
- Na pewno?
- Tak, nie wygłupiaj się – mruknęłam do niego, dając do zrozumienia, że jego nadopiekuńczość i kontrolowanie mnie nawet przy oddawaniu potrzeb fizjologicznych może wzbudzić nieuzasadnione podejrzenia. Widziałam w jego spojrzeniu, że zrozumiał aluzję, dlatego odpuścił. Podążając na piętro starałam przysłuchać się podniesionym głosom z sąsiedniego pomieszczenia, jednak nadaremnie. Dlatego kiedy tylko zamknęłam za sobą drzwi do łazienki i pozwoliłam, aby kilka uprzednio wstrzymywanych łez spłynęło po moich policzkach, przestraszyło mnie ciche pukanie do drzwi.
- To ja Thomas, otwórz – usłyszałam cichy szept Morgensterna i w pośpiechu ocierając papierowym ręcznikiem kąciku oczu, przekręciłam zamek, wpuszczając go do środka.
- Co ty tutaj robisz?
- Wszystko w porządku?
- Byłam przygotowana na to, że Laura chce mi sprawdzić przykrość, daj spokój – machnęłam ręką w powietrzu, zbywając temat.
- Nie o to mi chodzi – blondyn oparł dłoń o rant śnieżnobiałej umywalki Schlierenzauera i pochylił się nade mną wymownie – Rozmawiałem z Maćkiem.
- Nie rozumiem – uciekłam wzrokiem w bok, jednak Thomas złapał za mój podbródek i obrócił moją twarz wprost do siebie. Dokładnie przypatrywał się mojemu błagalnemu wyrazowi twarzy, aby nie drążył, nic już więcej nie mówił, nie zmuszał mnie do jakichkolwiek wyznań.
- Ale ja rozumiem, Jaśmina – pokiwał twierdząco głową, a ja poczułam wielką ulgę, a jednocześnie przeogromny strach – Nie zostawimy cię tak, słyszysz? Ja i Sabrina wiemy i pomożemy ci jakoś, rozumiesz? Nie zostaniesz z nim tutaj – z każdym jego pełnym gorącej pasji zapewnieniem, coś we mnie pękało, wzburzając tamę słonych łez. Thomas Morgenstern wziął mnie w swoje przyjacielskie objęcia, spokojnie głaszcząc po włosach i szeptając do ucha uspokajające słowa. Nie byłam tylko świadoma, że przez szparę uchylonych drzwi właśnie w tej chwili obserwował nas Gregor Schlierenzauer.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz