sobota, 9 października 2021

Siniak ósmy

 

8.


Gregor


Kolacja dobiegła końca zanim tak naprawdę zdążyła się rozpocząć, dlatego zamykałem właśnie białe drzwi wejściowe za ostatnią osobą, opuszczającą przedwcześnie i w pośpiechu naszą posesję. Simon posłał mi na pożegnanie niemrawy uśmiech, chcąc dodać mi swoim gestem nieco otuchy. Stałem tam tak przez dłuższą chwilę wpatrując się w jakiś niemy punkt, próbując uporządkować swoje rozbiegane myśli i nieco się uspokoić. Rozluźniłem zaciśnięte do zbielałych kłykci pięści i potarłem dłonią zmęczoną twarz, przeczesując jednym ruchem również swoje włosy. Obróciłem się na powoli i skierowałem w stronę kuchennego aneksu, w którym Laura sprzątała z wykafelkowanej podłogi resztki potłuczonego szkła. Szkła, które sama rozbiła o posadzkę w przypływie naszej głośnej kłótni przy zasiadających za ścianą gościach.

- Rozczarowałem się Laura, wiesz?

- Ty się mną rozczarowałeś, Gregor?! - parsknęła z niedowierzaniem, unosząc do góry brwi – Temat tej dziewczyny od zawsze był pomiędzy nami jakimś cholernym tabu. Boję się, że ona jest dla ciebie zbyt ważna, by teraz kiedy tak często się widzicie, mógł obok niej przejść obojętnie!

- Ale to ty właśnie dzisiaj próbujesz ją na siłę wciskać do naszego życia, Laura! Czemu to przedstawienie miało służyć? Chciałaś obrazić Jaśminę, czy uderzyć we mnie i Thomasa, a może chciałaś sprawić bolesną przykrość Sabrinie? Jak ona miała się w tym wszystkim poczuć?

- A to moja wina, że ta cała Jaśmina pieprzyła się zarówno z Thomasem, jak i z tobą?! Przecież wszyscy doskonale o tym wiedzą, więc nie powiedziałam niczego odkrywczego, Gregor! Mogłam w sumie zaprosić jeszcze tego Erika, to może we trójkę byście sobie porównali.

- O czym ty w ogóle mówisz?!

- Albo jeszcze tego Wellingera – pstryknęła odkrywczo palcami – I tego jej przyjaciela z Polski! Bo może z nimi też.

- Powiedziałem ci o tym wszystkim jako mojemu psychoterapeucie i jako mojej dziewczynie. Ufałem ci, Laura – uderzyłem w nią przepełnionym żalem tonem

- Ufałeś? Czyli już mi nie ufasz? A jak ja mam zaufać tobie?

- Czy ja dałem ci jakiś powód, żebyś … - urwałem wpół zdania, zdając sobie sprawę, że jednej ważnej rzeczy – Ta rozmowa dzisiaj donikąd nas nie zaprowadzi. Czekałem tylko na moment, w którym to wszystko o czym ci opowiedziałem, zaczniesz używać przeciw mnie. I naprawdę cieszę się, że nie otworzyłem się przed tobą do końca. Może jak już ochłoniesz to porozmawiamy na spokojnie.

Chwyciłem w jedną dłoń kurtkę i zgarniając kluczyki z blatu opuściłem swój dom, kierując się niemal pustą drogą wprost do Simona.


Następnego dnia odwiozłem swojego najlepszego przyjaciela pod Olimpijskie Centrum gdzie zgodnie ze swoim grafikiem, miał dzisiaj prowadzić jedne ze sowich zajęć. Zaparkowałem w swoim ulubionym miejscu i wyłączyłem silnik, jednak Simon nie zamierzał jeszcze wysiadać. Wczoraj nie chciałem z nim rozmawiać, więc zważając również na późną porę i chęć nie zakłócania spokojnego rodzinnego wieczora jego żonie i dzieciom, udałem się samotnie z butelką whisky wprost do pokoju gościnnego, zobowiązując się jednak by w godzinach południowych być w stanie trzeźwości i odwieźć gospodarza domu do pracy.

- Zobaczyłem wczoraj całkiem inną Laurę – przyznał z przekłamanym uznaniem, kiedy ja wciąż bębniłem palcami o kierownicę – Tylko szczerze mówiąc, nie wiem czy ta wersja mi się podoba.

- Mamy podobne odczucia – stwierdziłem beznamiętnym tonem głosu – Dlatego się z tobą przyjaźnie – posłałem mu kuksańca w ramię i uśmiechnąłem się pod nosem.

- Co zamierzasz?

- Nie wiem – odparłem zupełnie szczerze – Może powinniśmy z Laurą gdzieś wyjechać, wyrwać się stąd i tej sytuacji na jakiś czas – głośno dywagowałem, drapiąc się po brodzie i obserwując bezwiednie poruszających się na placu ludzi – Naprawdę nie mogę uwierzyć jak jedna osoba może wywoływać takie zamieszanie. Znowu wszystko ulega destrukcji i to przez nią, wystarczyło tylko, że się pojawiła ponownie w moim życiu.

- Ta dziewczyna to rzeczywiście jakieś fatum – ciężko wzdychają Simon poruszył się niespokojnie na sowim miejscu – Nawet sam zaczynam mieć z nią halucynacje – wymamrotał końcem warg, wpatrując się gdzieś zza szybę. Podążyłem za jego wzrokiem i zamarłem, a na moich rozwartych ustach zamarło ciche przekleństwo. Thomas Morgenstern w największej konspiracji, z czapką założoną na głowie i naciągniętym na nią kapturem od bluzy, stojąc przy swoim sportowym samochodzie gładził kciukiem swojej prawej dłoni policzek Jaśminy Galińskiej. Wydawało mi się, że przez ułamek sekundy oparł swoje czoło o jej, coś wyszeptał jej do ucha, a później obydwoje dość spięci oglądali się dyskretnie dookoła, jakby bali się, że zostaną przez kogoś przyłapani. Jaśmina wsiadła do jego auta, a po chwili odjechali w nieznanym kierunku. Parsknąłem głośno i instynktownie zacisnąłem mocniej dłoń na kierownicy.

- Co za sukinsyn! Nie wierzę! – wycedziłem przez zaciśnięte ze złości zęby i uderzyłem pięścią o klakson.

- Może to nie to na co wygląda.

- Widziałem ich wczoraj u siebie w łazience, jak tkwili sobie w objęciach – mój emocjonalny i silnie wzburzony ton, okraszony pretensją nie uszedł uwadze mojego podejrzliwego przyjaciela – Po tym wszystkim ciągle pozostawali w dobrych relacjach, to było dla mnie zawsze podejrzane. On jest po prostu śmieciem wykorzystującym okazję, bo to Thomas. Ale Jaśmina - jęknąłem zawiedziony – Co ona w nim widzi?! - spytałem obruszony Simona z boleścią wymalowaną na twarzy.

- Czyli to nie kłótnie z Laurą opijałeś wczoraj na mojej kanapie, tylko to co zobaczyłeś pomiędzy Thomasem Jaśminą?

Przyłożyłem zaciśniętą pięść do ust i zacisnąłem mocno szczękę, a moje milczenie Simon przyjął jako niewerbalne potwierdzenie.

- Kochasz Laurę, Gregor?

- Co to za pytanie? Oczywiście, że tak.

- A jesteś w niej zakochany?

- Simon...

- A Jaśminę? Kochasz ją?

- Za dużo bólu było w tej miłości – pokiwałem przecząco głową - Za bardzo mnie zraniła.

- Ale wciąż jesteś w niej zakochany, prawda?

- Simon, spóźnisz się.



Deszcz głośno bębnił o maskę samochodu, a jego krople rozbryzgiwały się na przedniej szybie, zasłaniając już całą widoczność. Jeszcze chwilę biłem się z myślami, jednak opuściłem swój pojazd i zatrzasnąłem za sobą drzwi. Nałożyłem kaptur bluzy na głowę, ponieważ ulewny deszcz już dawno zmierzwił mi włosy i oparłem się szybę ze strony pasażera uważnie przyglądając się obserwowanej już od dłuższego czasu przeze mnie posiadłości. Nagle lampy oświetlające teren dookoła domu zaświeciły się rozświetlając panujący w około wieczorowy mrok. Drzwi frontowe uchyliły się, a z ich progu prześlizgnęła się zakapturzona, szara postać posturą przypominająca Morgensterna. Truchtem dobiegł do furtki i naciskając na przycisk, otworzył ją na oścież.

- Jak już się namyśliłeś, to może wejdziesz do środka Gregor? - zawołał donośnym głosem. Musiał obserwować mnie już wcześniej z okna w sypialni. Poczułem się niezręcznie z myślą, iż wiedział, że od dobrych kilkunastu, a może już kilkudziesięciu minut czatuję pod jego domem. Po chwili przyszło jednak otrzeźwienie. Nie miałem nic na sumieniu, w przeciwieństwie do niego.

- Wolałbyś, żeby Sabrina tego nie słyszała, Thomas – odparłem gorzko, zakładając ręce na krzyż. Mimo iż niezbyt dobrze widziałem w ciemności, blondyn stracił cały animusz z jakim wyszedł z fasad swojej posiadłości.

- Teraz to mnie szczerze zaintrygowałeś – roześmiał się butnie, czym zirytował mnie jeszcze bardziej. Podszedł do mnie bliżej stając naprzeciwko, a ja wyciągnąłem rękę i popchnąłem go lekko w ramię, aby już się zatrzymał.

- Co łączy cię z Jas?

Moje pytanie zbiło go z pantałyku, stanął jak wryty i z zaszokowanym obliczem patrzył mi bezwstydnie prosto w oczy.

- O czym ty bredzisz?

- Widziałem was, Morgenstern! - wskazałem dłonią na blondyna – Na kolacji, u mnie w łazience, dzisiaj przed centrum sportowym w czułych objęciach – wyartykułowałem dosadnie – Serio? Nic się nie zmieniłeś? Jak możesz robić takie świństwo Sabrinie?

Początkowo ściągnięte brwi Thomasa teraz unosiły się ku górze, a zmieszanie na twarzy przeistoczyło się w kpiarski uśmiech. Dostrzegłem, że jego niebieskie tęczówki popatrzyły na mnie z pożałowaniem.

- Masz mnie – przyznał, potakując głową – Coś nas łączy. Seks. Ostry, namiętny … - urwał, kiedy zbyt gwałtownie złapałem go za połacie przemoczonej bluzy.

- Zabierz te łapy kretynie – warknął, strącając moje dłonie – To chciałeś usłyszeć, tak?!Jesteś skończonym idiotą, Gregor – fuknął ze złością tlącą się w źrenicach – Jaśmina ma poważne kłopoty. Próbujemy jej z Sabriną pomóc.

- Tak jej próbujesz pomóc? - niekontrolowana ironia wdarła się na moje usta.

- Tak – odparł zrezygnowany – Tak, przytulałem ją, pocieszałem, widziałeś coś więcej? Nie! Bo to nie jest sytuacja, którą bym wykorzystywał, poza tym – westchnął, łapiąc się bezradnie za nasadę nosa – Kocham Sabrinę i w przeciwieństwie do ciebie naprawdę nie myślę ciągle o zdradzie. W ogóle nie myślę.

- Ja w przeciwieństwie do ciebie nigdy nie zdradziłem swojej kobiety i …

- Daruj sobie umoralniające gadki, Gregor. Jaśmina potrzebuje teraz naszej pomocy.

- O nie! - uniosłem dłoń, zatrzymując rozpędzonego Morgensterna – Nie wtajemniczaj mnie w jej kolejne problemy – zaśmiałem się nerwowo i pokręciłem przecząco głową – Ona ciągle jakieś przyciąga i mam już tego serdecznie dość. Nie mam zamiaru już nigdy wyciągać kogoś z bagna, w którym chce zostać – zmiażdżyłem usta i przeczesałem dłonią włosy – Nie licz na mnie – mówiąc, to powoli wycofywałem się do tyłu, aby zasiąść jak najszybciej za kierownicą i odjechać. W lusterku zobaczyłem jak Thomas wciąż stał w tym samym miejscu i nawet po przejechaniu kilku kilometrów, wciąż czułem na sobie jego pełne pretensji spojrzenie.



Jaśmina.


- Nie masz pojęcia jak bardzo się cieszę, że to ostatni dzień trenażera – rozradowany Patrick klasnął ochoczo w dłonie i sięgnął po swoją sportową torbę – Jutro wsiądę w końcu na rower i przejadę się po bieżni – wskazał palcem na rozciągający się za naszymi plecami obiekt – Ale ty będziesz musiała założył krótkie spodenki i top, bo ma być naprawdę ciepło, a ja zamierzam jechać bardzo szybko, więc biegnąc za mną bardzo się zmęczysz, obiecuje ci to – roześmiał się szczerze, a ja przez krótką chwilę bezwiednie odwzajemniłam jego gest. Mocniej naciągnęłam bluzkę z długimi rękawkami na nadgarstek, aby przypadkiem materiał nie podwinął się zbyt wysoko ukazując posiniaczone przedramiona i ramiona. Długie leginsy były moim wybawieniem.

- Myślę, że jutro bardziej szczegółowo zajmie się tobą jeden z lekarzy zespołu, być może nie będę ci już za tydzień potrzeba, Patrick.

- Czyli jutro jest twój egzamin? Doktorek sprawdzi, czy wykonałaś dostatecznie dobrze swoją pracę? I od tego będzie zależało czy pokochasz nasze cudowne transfery pomiędzy etapami w Wielkim Tourze? - naigrywał się prześmiewczo, pakując torbę na tylne siedzenie swojego audi.

- Chcesz mnie teraz wystraszyć?

- Ja kocham to co robię i potrafię znieść wiele wyrzeczeń dla kolarstwa, ale nie wiem czy wiesz na co się piszesz nawet jako fizjo – spojrzał na mnie nie do końca przekonany – Nie będzie cię w domu przez prawie trzysta dni w roku. Kiedy skończymy jakiś etap na takim Tour de Fance w okolicach godziny siedemnastej, w hotelu będziemy o dziewiętnastej lub dwudziestej, a wtedy dopiero zaczniesz wyścig z czasem, żeby poskładać chłopaków. No chyba, że trafi się nam jakiś transfer, a szefostwo stwierdzi, że musimy oszczędzać i nie polecimy samolotem jak Ineos, tylko będziemy się tłuc wesołym autobusem, a wtedy wszystko się przeciąga.

- Brak czasu? To jest coś czego teraz naprawdę potrzebuje, uwierz mi.

- Skoro tak, to trzymam za ciebie kciuki Jaśmina, ja czuję, że naprawdę świetnie mnie przygotowałaś. Do jutra – wsiadł do swojego czarnego auta i odjechał.

Z samochodu zaparkowanego tuż obok wysiadł Morgenstern, który zmierzając w moim kierunku, zlustrował mnie z góry na dół. Dotknął mojego mocno zapudrowanego miejsca na twarzy i skrzywił się zdegustowany.

- Co spadłaś ze schodów? - prychnął ironicznie, po czy starł kciukiem warstwę podkładu, spod którego przebijała się zaczerwieniona skóra.

- Tym razem naprawdę się przewróciłam – przełknęłam głośno ślinę, siląc się na mało wiarygodny blef. Jednak sytuacja przed jaką postawił mnie blondyn wraz z Sabriną była klarowna. Jeszcze jeden raz, który zauważą, a będzie to ostatni dzień jaki spędzam w austriackim mieszkaniu z Konradem.

- Nie rób ze mnie debila, coś ostatnio zbyt często masz te małe wypadki – położył swoje dłonie na moich obolałych barkach.

- Przestań , Thomas. Nie zaczynaj, proszę. Dam sobie jeszcze radę przez ten tydzień, nie mieszaj się w to – spojrzałam błagalnie w płonące gniewem oczy byłego skoczka. Blondyn odchylił głowę w bok, ewidentnie coś rozważając, kiedy kątem oka dostrzegłam przyglądającego się nam, siedzącego w aucie Schlierenzauera.

- Nie przejmuj się nim – szepnął czule, rozwiewając swoim głosem moje włosy – To skończony kretyn, nie warto.

Czułam napór ciemnych i osądzających mnie tęczówek Gregora. Patrzył na nas zdegustowany i zły jednocześnie. Wzdrygnęła mnie ta pogarda wypisana na jego twarzy. Doskonale wiedziałam o co posądza mnie i Thomasa, co bardzo mnie ubodło. Morgenstern widział, że do moich oczu napłynęły łzy, dlatego przytulił mnie mocniej do siebie, a ja cicho łkając, aby zagłuszyć głośny skowyt serca, zatopiłam się w jego ramionach.



Gregor


Jeszcze raz zerknąłem w lusterko, wprost nie dowierzając. Co prawda tłumaczenia Thomasa były mocną wątpliwe, ale równie prawdopodobne. Jednak jedno nie wykluczało drugiego. Nie mogłem dłużej bezczynie przyglądać się jak bezczelnie obnoszą się ze swoim romansem. W naprawdę ekspresowym tempie przejechałem drogę do domu Morgensterna, mając nad blondynem kilka minut przewagi. Z pewnością tyle wystarczy do konfrontacji z Sabriną.

Siedziałem właśnie na skórzanej sofie w salonie, a Sabrina położyła przede mną na szklanym stoliku espresso i usiadła w fotelu po drugiej stronie z kubkiem kawy w ręce.

- Co cię do mnie sprowadza, Gregor? Czyżby znowu temat pierścionka zaręczynowego? - spytała z zaciekawieniem.

- Nie – pokiwałem przecząco głową – Sabrina, ja nie wiem jak ci to mam powiedzieć – wypuściłem ze świstem, wcześniej wstrzymywane w płucach powietrze i nerwowo przebierałem palcami.

- Prosto, bez kluczenia, nie lubię przysłowiowego owijania w bawełnę.

- Thomas ma romans z Jaśminą – wyrzuciłem z siebie, uważnie obserwując jej reakcję.

- Słucham? - odparła szczerze rozbawiona, jednak mrugając kilkukrotnie nieco zaskoczona – Chyba się pomyliłeś.

- Stara miłość nie rdzewieje, czy jakoś tak.

- Nie, to nie możliwe.

- Byli kiedyś razem, krótko, ale widać intensywnie – stwierdziłem z nutą rozgoryczeni w głosie.

- Ty też – zauważyła rezolutnie blondynka – I to nawet dłużej i intensywniej – uniosła do góry sugestywnie swoje brwi.

- Ale ja nie przyjeżdżam po nią niemal codziennie pod obiekt, nie przytulam, nie szepcze słodkich słówek … Wiesz w ogóle, gdzie on teraz jest?

- Tak. Pojechał po Jaśminę i z tego co wiem przywiezie ją tutaj, do nas.

- Ty to tolerujesz? - zmieszałem się lekko, marszcząc przy tym czoło – Nie rozumiem.

- Najwidoczniej – westchnęła z przekąsem – Wątpię, że to co mi opowiadasz, wykracza poza to co wiem. I to ja poprosiłam Thomasa, by codziennie ją odbierał z obiektu, prosiłam też żeby się nią zajął w razie potrzeby. My obydwoje próbujemy jej pomóc, Gregor – ostatnie zdanie okrasiła troską w głosie.

- Ach, tak – żachnąłem się – Znowu królowa tarapatów potrzebuje atencji.

- Mylisz się – odparła gorzko - I w sumie dziwie się, że ja z Thomasem zauważyliśmy to już na kolacji u was, a twoja Laura zdaje się psycholog i psychoterapeuta nawet się nie domyśliła – parsknęła nie dowierzając i utkwiła swój beznamiętny wzrok gdzieś ponad moją głową.

- Niby czego? - bąknąłem z ponurą miną.

- Jej facet … on się nad nią fizycznie znęca,Gregor.

Poczułem, jakbym dostał mocnym obuchem w tył głowy. Obraz przed oczami zaczął mi się zniekształcać, w uszach świszczał jedynie przeraźliwy pisk, a wszystko to co mówiła dalej Sabrina było jak za nie do końca dźwiękoszczelną szybą.



Jaśmina

- Co on tutaj robi? - spytałam z nie ukrywanym oburzeniem, kiedy widok siedzącego ze schowaną głową między kolanami Schlierenzauera, zatrzymał mnie w pół kroku. Spojrzałam nerwowo za plecy na równie zaskoczonego Thomasa, po czym obydwoje wbiliśmy swoje spojrzenia w podnoszącą się z fotela Sabrinę.

- Gregor przyjechał, żeby poinformować mnie o waszym … romansie – odchrząknęła niezręcznie, a ja parsknęłam głośno.

- Nie wierzę – Thomas pokręcił głową z niedowierzaniem -Jak można mieć w mózgu tyle neuronów i żadnego działającego?

- Kochanie, proszę cię – Sabrina lekko strofowała swojego narzeczonego – Wyjaśniliśmy sobie już to nieporozumienie.

- On jest nieporozumieniem – warknął, wskazując palcem na Gregora.

- Mamy chyba ważniejsze sprawy, musimy zgłosić się z Jaśminą na policję i zrobić obdukcje.

- Chwila – uniosłam dłonie w geście obronnym – Naprawdę doceniam waszą troskę i wsparcie, ale tydzień szybko minie, a ja podpiszę kontrakt z Borą na cały sezon i wyjadę. Przecież nie będzie za mną latał po całej Europie, czy świecie.

- Przepraszam, myślisz, że ucieczka wszystko rozwiąże? - obruszony Thomas spojrzał na mnie pretensjonalnie – Przed miłością do tego niedorozwiniętego neuronu – wskazał podbródkiem w stronę wciąż siedzącego do nas plecami Gregora – możesz sobie tak uciekać od Hiszpanii, aż po Norwegię, ale nie przed skrzywionym psychicznie gościem, który się nad tobą znęca!

- Thomas – cicho warknęła blondynka, szturchając go łokciem.

- Prawdę mówię.

- Jaśmina – ciepły i spokojny głos Sabriny otulił mnie niczym bezbronne dziecko – Tutaj nie ma pola do dyskusji i negocjacji. Nie jesteś w tym sama i nie musisz tego dłużej znosić. Nie bój się, że on cię za to ukarze, bo już nigdy więcej ciebie nie dotknie. Zostaniesz u nas do końca pobytu w Austrii, a dzisiaj pojedziemy zrobić obdukcje.

- Powinnam to zgłosić w Polsce...

- Rozmawiałem z Kotem, sprawa będzie tam kontynuowana, wraz z zakazem zbliżania się. Chyba, że... – rozpoznałam w jego głosie ewidentne zawahania, a w stalowych tęczówkach niepokój – Nie chcesz go oskarżyć, bo coś do niego czujesz …

- Thomas – skarciłam go łamiącym się od emocji głosem – Ten człowiek nie tylko mnie bił, ale też wykorzystywał – zaniosłam się cichym płaczem, który przebił pozornie kruchą skorupę, jaką się otoczyłam. Czułam się upodlona, a wstyd przepalał moje ciało. Chciało mi się wymiotować od ich współczujących wyrazów twarzy i nie pojmowałam, że w tym momencie Sabrina nie nosi w sobie żadnego obrzydzenia przed mocnym ściskaniem mnie w swoich ramionach.



Gregor


- Zabiję sukinsyna! - warknąłem w niepohamowanej złości i z frustracją uderzyłem ściśniętą pięścią w szklany stolik, wskutek czego leżące na nim espresso zalało biały dywan. Podniosłem się gwałtownie i z całą złością wymalowaną na mojej czerwonej twarzy ruszyłem zamaszystym krokiem do drzwi, czym najwidoczniej przypomniałem o swojej obecności.

- Opanuj się! - Morgenstern przepchnął mnie w progu z powrotem do salonu, przez co nieco się poszarpaliśmy – Uwierz mi ja też chciałem to zrobić w pierwszej chwili i do teraz się nad tym zastanawiam, tylko tym pogorszymy sprawę! Nie pomożemy Jaśminie, tylko jej zaszkodzimy. To on ma być winnym, a nie ofiarą.

- Wiem – wycedziłem niezadowolony z zacięciem na twarzy i wyrwałem się z uścisku blondyna. Zbolałe spojrzenie wycelowałem prosto w piwne, zapłakane tęczówki Jaśminy, wpatrujące się we mnie ze strachem. To przeszywające uczucie od razu sprawiło, że zeszło ze mnie nabuzowane powietrze, a serce ścisnął nieopisany żal, dławiący mnie w gardle. Sabrina podwijała rękawy koszuli szatynki, które zakrywały ramiona, na których odciśnięte były męskie dłonie. Kiedy Jaśmina sama złapała za skrawek materiału i odsłoniła swój posiniaczony brzuch, Thomas przymknął powieki i odchylił głowę do tyłu, a ja zagryzłem zaciśniętą pięść ze łzami w oczach. Podszedłem niepewnie w jej kierunku, a ona obserwowała mnie bacznie, niespokojnie rejestrując zmniejszający się między nami dystans. Z drżącą dłonią dotknąłem niepewnie faktury jej skóry za policzku, po czym założyłem pasmo jej włosów za ucho.

- Przepraszam – wyszeptałem skruszonym, kajającym się głosem – Przepraszam, Jas.

Pokiwała nerwowo przecząco głową, jakby na znak, że nie chcę, abym ją przytulił, jednak nie zważając na to przycisnąłem ją do swojej klatki piersiowej i oparłem brodę na czubku jej głowy.

- Zostaw mnie, Greg – wychlipiała gdzieś w połacie mojej bluzy, a jej nikłe próby spiąstkowania moich żeber spełzły na niczym, kiedy mocniej przycisnąłem swoją dłoń do jej pleców.

- Thomas, chodź na górę – głos Sabriny zniżył się do konspiracyjnego szeptu – Zostawmy ich na chwilę.

- Co?! - zaoponował ostro, cichym szeptem – Mamy ją zostawić z tym jednym nie działającym neuronem? Oszalałaś?

- Thomas!

Usłyszałem ich równomiernie rozkładające się kroki na schodach, prowadzących na piętro. Mocniej zacisnąłem powieki i zanurzyłem twarz w jej kasztanowych włosach, pachnących piżmem i pomarańczą.

- Nie zostawię cię, Jas.

- Nie chcę Cię tutaj, Gregor – położyła dłonie na moich piersiach i odchyliła się lekko do tyłu – Nie potrzebuję Cię. Nie chcę twojej pomocy, ani troski. Nie chcę, żebyś się w to mieszał. Żyj swoim idealnym życiem, z dala ode mnie i moich problemów, przecież tego właśnie chciałeś. Nie powinno cię tu być.

- Wiem, że teraz przemawia przez ciebie duma, ale …

- Żadna duma! Złamałeś mi tymi słowami serce. Nie udawaj teraz dobrego przyjaciela, nie jesteśmy nimi. Ja też ciebie nie potrzebuje w swoim życiu Gregor.

- Jaśmina – zmiażdżyłem usta, ostrożnie ważąc słowa – Tamta rozmowa trochę wymknęła się nam spod kontroli. Dobrze wiesz, że nie chciałem tego powiedzieć ani żebyś tak to odebrała. Ja nigdy nie przestanę się o ciebie martwić.

- Gregor, pomyśl o sobie jakąś najgorszą rzecz i wyobraź sobie, że osoba której ufałeś najbardziej na świecie nie tylko myśli tak samo, ale podaje to jako powód tego, że nie możecie być razem. Naprawdę nie chciałeś? Proszę cię, zrób coś teraz dla mnie. Wyjdź.