Jaśmina
| Austria
-
Dzisiaj wielki dzień Patrick! – klasnęłam ekscentrycznie w dłonie, próbując
wzbudzić entuzjazm w austriackim kolarzu. Brunet o przyjaznym wyrazie twarzy
jednak dzisiaj nie podzielał zbytnio mojego optymizmu.
-
Mhm – mruknął niewyraźnie pod nosem – Sprawdzimy czy nie zanikły mi mięśnie? –
przeczesał swoje ciemne włosy dłonią i rozglądnął się po sali do treningu
funkcjonalnego usytuowanej na austriackim obiekcie sportowym.
-
Jeśli wykonywałeś w pierwszym i drugim tygodniu ćwiczenia izometryczne tak jak
Pan Bóg przykazał i nie podnosiłeś łokcia wyżej niż barku, to chyba nie mamy
się czym martwić – strofowałam jego pesymistyczne zapędy, doskonale zdając
sobie sprawę, że po kontuzji głowa musi wyprzedzać ciało.
-
Namiętnie rano i wieczorem – westchnął niepocieszony – Jaśmina, czy ja zdążę na
ten Tour de France? – potarł nerwowo swój podbródek - Tylko szczerze –
zastrzegł, patrząc na mnie nieufnie spod byka. Ułożyłam usta w krzywy dzióbek i
westchnęłam, wypuszczając powietrze parsknięciem.
-
Z takim nastawieniem jakie masz? Żadnych – odparłam z przyklejonym, sztucznym
uśmiechem na ustach. Schyliłam się po porozrzucane na podłodze taśmy i gumy
oporowe, a podnosząc się z powrotem zderzyłam się z uniesionymi z
powątpiewaniem brwiami Patricka.
-
Możemy odłożyć te coachingowe brednie na boczny tor i czy jesteś w stanie mi
powiedzieć ile realnie zajmie ci czasu przygotowanie mojego organizmu do
pełnego treningu?
-
Dostałeś na to półtora miesiąca. Wtedy będziesz mógł zamienić stacjonarny na
szosę.
-
Zrobisz to szybciej? – spytał z nieukrywaną nadzieją, wpatrując się we mnie
wyczekująco. Przełknęłam nerwowo ślinę, nie chcąc rzucać słów na wiatr. Presja
była ogromna, mimo to wyznaczono optymalny czas na rehabilitacje. Austriak z
pewnością będzie w stanie normalnie jeździć na rowerze w lipcu, jednak czy
będzie wtedy w jakiekolwiek formie? Tego nie mogłam mu obiecać.
-
Pewnych rzeczy nie przeskoczymy – wyciągnęłam dłoń z taśmą w kierunku kolarza,
sugestywnie machając mu sprzętem przed nosem – Czas ucieka.
-
Dam z siebie sto procent, ale Ty zrób to samo – chwycił w dłoń akcesoria i z
grymasem na twarzy rozpoczął podstawowe ćwiczenia, które zaczęłam mu pokazywać.
-
Spróbujmy zrobić pełen zakres ruchowy – zasugerowałam, widząc mobilizację w
oczach kolarza – Jeśli będzie cię boleć…
-
Nie boli.
-
Nie kłam, masaż tkanek głębokich obręczy barkowej robiłam najlepiej na roku,
ale cudotwórca nie jestem – parsknęłam, przeciągając taśmę przez plecy.
-
Widocznie się nie doceniasz – stwierdził z oczywistością -Mamy coś więcej w
planach? Poza wałkiem rzecz jasna.
-
Jesteś strasznie niecierpliwy – warknęłam, utyskując w duchu na nieposkromiony
charakter Patricka, który widocznie nie miał do mnie pełnego zaufania, co nie
powinno mnie zbytnio dziwić. Widziałam, że traktuje mnie jako wybawienia,
chociaż nie miał ku temu żadnych podstaw – Powtórzysz te ćwiczenia z oporem na
basenie pod wodą. Ale zanim to nastąpi zrobisz serię przysiadów, wykroków i
przeskoków.
-
Przedstaw mi cały plan, chcę zwizualizować cel – podniósł rękę do góry na
maksymalną wysokość bez żadnego grymasu na twarzy, który zdradzałby jakikolwiek
dyskomfort.
-
Za dwa dni wskoczysz na trenażer, w następnym tygodniu możemy spróbować pozycji
rowerowej, ale jeśli nie będzie żadnych przeciwskazań. To jest maksymalne
przyspieszenie na jakie mogę ci pozwolić – wyjaśniłam, kiedy skończyłam
przedstawiać ostatnią partię ćwiczeń – Teraz powtórz wszystko w dziesięciu
seriach po dwadzieścia powtórzeń.
Austriak
skinął głową pokornie, ewidentnie zadowolony, że wizja powrotu na rower
przybliżyła się raptem o kilka dni. Chwyciłam w dłonie żeliwnego kettlebella z
obciążeniem dziesięciu kilogramów i zaczęłam wykonywać dla siebie american
swing na zmianę z przysiadem. Widziałam jak brunet posyłał mi swoje bezwzględne
spojrzenie, z ewidentną zazdrością pożądając jakichkolwiek obciążeń.
-
Jaśmina – zagaił nieśmiało, a ja jedynie mruknęłam, próbując nie przerywać
oddechu – Chyba rozpraszasz tam kolegów z tyłu – uśmiechnął się sugestywnie, a
ja pokiwałam jedynie z politowaniem głową, ciężko oddychając. Nie wiem w
jakikolwiek sposób spocone ciało mogło na kimkolwiek robić wrażenie – A ten
codziennie skaczący ze sztangą to już w ogóle chyba przyszedł tutaj tylko na
ciebie popatrzeć.
Instynktownie
obróciłam głowę w kierunku, o którym mówił kolarz i wtedy dostrzegłam sylwetkę
skoczka. Gregor poprawił swoje włosy, niechlujnym ruchem ręki i odwrócił się
plecami, skutecznie rozluźniając mięśnie nóg. W głowie zahuczały mi jego
ostatnie słowa, po których opuścił mieszkanie, a ja dopaliłam nerwowo
papierosa. Nigdy nie byłaś konkurencją, Jas. To co wtedy czułem było szczere i
prawdziwe.
-
Zastanawia mnie dlaczego tak ochoczo się zgłosiłaś, wiesz, że we Francji nie
jedziemy w tym sezonie dla Rafała? – sugestywnie uniósł brwi i pokiwał
twierdząco głową. Odłożyłam ciężar na wykładzinę z przyspieszonym oddechem i
podpadłam się na kolanach.
-
A co to ma do rzeczy?
-
No wiesz – wydymał usta, w szczególności dolną wargę – Przywrócenie do formy
pomocnika swojego rodaka na najważniejszy wyścig w sezonie, to chyba dobry i
wystarczająco powód, aby przyjechać do Austrii, zamiast być z zespołem w
pięknej, słonecznej Italii. Ale nie tym razem, dlatego tak się tylko
zastanawiam…
-
Taki był plan, jednak muszę się wykazać zanim dołączę pełnoprawnie do Bory.
-
Jestem twoim testem weryfikacyjnym? Milutko – zaśmiał się pod nosem – Pewnie
już się nie możesz doczekać, aż trafisz pod skrzydła Arka Wojtasa i będziesz
śmigać wszędzie tam gdzie Majka, Bodnar lub Poljan.
-
Między nami mówiąc, wszyscy tylko nie Sagan – uniosłam dłonie w obronnym
geście.
-
Spokojnie – zaśmiał się szczerze – Nasza gwiazda ma osobistego masera. Chwila –
ściągnął brwi z niepokojem – Nie lubisz Petera?
-
Konflikt narodowych interesów – odparłam enigmatycznie, a kolarz cmoknął ze
zrozumieniem.
-
No tak, Kwiatkowski – pstryknął palcami, kiedy zrzucił taśmę i oznajmił
wykonanie zadania - Tylko jakiejś akcji dywersyjnej nie rób – zażartował, kiedy
skinęłam głową w kierunku rozłożonych płytek, pomiędzy którymi miał
przeskakiwać z nogi na nogę – Klub to sacrum, tutaj nie ma narodowych
sentymentów.
-
Radziłbym uważać – znajomy tembr głosu dochodził tuż za moich pleców, przez co
pod łopatką przeszedł mnie zimny dreszcz, który z pewnością nie był dziełem
włączonej na sali klimatyzacji. Patrick uważnie podniósł wzrok na Gregora,
który przystanął obok drążka z talerzami – Jaśminę w tej kwestii stać na
wszystko – wyjaśnił z wymuszonym uśmiechem, po czym sięgnął po obciążenie i
odszedł kilka kroków.
-
Znacie się?
-
Tak mi się kiedyś wydawało – wypowiedziałam te słowa niczym echo w pustą
przestrzeń po Schlierenzauerze.
-
O co mu chodziło?
-
Nie wiem – skłamałam i wzruszyłam bezwiednie ramionami – Pracowałam kiedyś ze
skoczkami.
-
Chyba się nie polubiliście – zadrwił, przechodząc do sumiennego wykonywania
przysiadów – Nagrasz mnie? – Patrick podniósł na mnie swój wzrok, ewidentnie
ożywiony pomysłem na jaki wpadł. Chciał podzielić się na social mediach swoim
powrotem do formy.
-
Jasne, skoczę tylko do szatni. Nie wzięłam
ze sobą telefonu.
Wchodząc
do pomieszczenia, podbiegłam do swojej szafki i przekręciłam zamek w kłódce. Przeszukałam
swoją sportową torbę i wyjęłam z niej swojego smartfona. Wychodząc z powrotem
na korytarz natknęłam się na sylwetkę szatyna podążającego w moim kierunku.
Trzymał oburącz przewieszony przez kark niebieski ręcznik, a po jego minie
wnioskowałam, że był przygotowany na nieuchronną konfrontacje. Mimo to w ułamku
sekundy obrócił się na pięcie, zmieniając kierunek i zdradzając się
wykrzywieniem warg. Nie zamierzałam jednak mu odpuścić tej sceny przy Patricku,
a widząc jego oddalającą się postać, przyspieszyłam kroku.
-
Hej! – zawołałam za nim, a on obrócił się przez ramię obdarzając mnie
zdezorientowanym spojrzeniem – Naprawdę mogłeś sobie darować nikomu
niepotrzebną uwagę – skierowałam na niego swój pretensjonalny ton – Dobrze
wiesz, że niemiecki i polski związek uwikłali mnie w to wtedy wbrew mojej woli.
Tutaj mam szansę normalnie pracować, a ty chcesz mi to zepsuć przez jakieś
prywatne animozje? Naprawdę?
-
Chciałem tylko zażartować – próbował się usprawiedliwić, jednak z marnym
skutkiem. Stałam naprzeciwko niego, wdychając to samo powietrze co on, patrząc
mu bezwstydnie w piwne tęczówki, który nie uginały się już pod żadnym naporem.
Zlustrował mnie mimowolnie wzrokiem, zatrzymując się dłużej na wszystkich
odkrytych fragmentach mojego ciała.
-
To nie było śmieszne, Gregor. To był zarzut, prawie oskarżenie. Myślałam, że
wczoraj wszystko sobie wyjaśniliśmy – mój ton przybrał błagalny i bezsilny
wydźwięk. Skoczek przymknął powieki i westchnął cicho.
-
Przepraszam – potarł bezradnie dłonią po swoim nieogolonym policzku z
kilkudniowym zarostem – Nie wiem dlaczego czasami tak impulsywnie reaguje –
przyznał bezwstydnie, spuszczając wzrok w dół – Nie zrozumiesz tego, ale jakaś
część mnie obwinia cię o wszystko złe co mi się przytrafiło. Nigdy bardziej
wściekły nie zjeżdżałem ze stoku, kiedy poszło mi kolano. Ból, rehabilitacja,
żmudny powrót do formy, kolejny upadek i kontuzja, kolejny powrót – urwał,
obracając w bok głowę i przygryzając wargę, aby nie patrzeć w moje przepełnione
bólem źrenice.
-
Możesz mnie za to obwiniać, Gregor, możesz przypisać całe zło, które cię
spotkało mi, jakoś to zniosę – pokiwałam głową ze zrozumieniem, chociaż jego
słowa sprawiały mi fizyczny ból – Ale będziemy musieli na tym obiekcie jakoś
koegzystować. Czy to ci się podoba, czy nie.
Kiedy
chciałam odejść, złapał kurczowo za moje przedramię, w panicznym odruchu, kiedy
myślał, że nie zdąży i uchwyci jedynie powietrze. Przybliżył się o jeden krok,
zmniejszając dzielący nas dystans. Chociaż pomiędzy naszymi ciałami były
jedynie ledwie centymetry, to czułam jak dzielą nas setki za późno
wypowiedzianych słów.
-
To mamy problem – przełknął nerwowo ślinę, a ja z drżącym oddechem pozwoliłam,
aby oparł swoje czoło o moje – Bo jakaś część
mnie wciąż nie potrafi przejść obok ciebie obojętnie – Nie potrafię ci
wybaczyć, a jednocześnie chcę pamiętać, nie chcę cię widzieć, ale czasem wracam
myślami, ułożyłem sobie życie bez ciebie, ale wciąż jesteś w nim obecna, nie
tęsknię, wiec dlaczego wciąż trzymam twoją dłoń? – parsknął, kręcąc głową z
politowaniem dla samego siebie – Dlatego lepiej będzie dla nas jeśli będziemy
się ignorować, Jas. Zmienię godziny wizyt tutaj, żebyśmy nie musieli na siebie
wpadać.
-
Nie musisz tego robić Gregor.
-
Tak będzie lepiej, Jas.
-
Jasne – uśmiechnęłam się niemrawo – Chcesz żyć bez dramatów, skrajnych emocji,
potrzasku, czyli z dala ode mnie. Wiesz co, może jeszcze spluń przez lewe ramię
jak będziesz mnie gdzieś, kiedyś widział, tak na wszelki wypadek – dodałam z gorzką
ironią i poklepałam go po ramieniu. Zacisnęłam usta w wąską kreskę i wyminęłam
go, nie obracając się już za siebie.
Obróciła
głowę w prawą stronę, po czym zerknęła jeszcze raz w lewo i mocniej chwytając
za uchwyt walizki, przeszła na drugą stronę ulicy. Po chodniku szurały nieco
już starte kółka, wydając minimalny hałas. Robiła bardzo długie kroki pomimo
długiej, dzianinowej, beżowej spódnicy krępującej ruch. Przechodząc obok
przeszklonego lokalu chaotycznie rzuciła okiem w jego głąb szukając znajomej
twarzy przy jednym ze stolików, jednak na próżno. Blondyn musiał wybrać miejsce
gdzieś w głębi pomieszczenia. Weszła do środka przez rozsuwające się drzwi
automatyczne, a dyskretnie wykonany ruch ręki gdzieś po prawej stronie natychmiast
przykuł jej uwagę. Uśmiechnęła się lekko do czekającego na nią mężczyzny, po
czym skinęła głową do przypatrującego się jej kelnera.
-
Mogłabym poprosić od razu podwójne americano?
-
Oczywiście.
Skierowała
się w stronę zniecierpliwionego już Morgensterna miętoszącego pomiędzy palcami
szorstką serwetkę podaną wraz z napojem i croissantem.
-
To już mój trzeci – oznajmił wyraźnie niepocieszony, kiedy blondynka zaparkowała
swoją walizką i rzuciła na siedzenie obok swoją dużą, beżową torbę.
-
Myślałam, że etap liczenia kalorii masz za sobą i teraz nadrabiasz wszystkie
swoje przed konkursowe wyrzeczenia – odparła odgarniając włosy na plecy i
podsuwając się bliżej z krzesłem. Kelner postawił przed nią czarną kawę w
niewielkiej filiżance, a ona od razu zanurzyła swoje malinowe usta w ciemnej
esencji. Napój Thomasa już nie parował co świadczyło o tym, że pozostałość jest
z pewnością na tyle zimna, że nawet jej już nie tknie.
-
Boczki już mi się wylewają i zakrywają pasek od spodni. Nie śmiej się tak –
wycelował łyżeczką w parskającą Laurę – Gregora też to czeka po zakończeniu
kariery. Ja byłem nawet chudszy.
-
Myślę, że Greg przybierze masy mięśniowej, a nie tłuszczu – popatrzyła na niego
z nieukrywanym politowaniem, po czym założyła ręce na blacie stolika – Ale chyba
nie o tym mieliśmy porozmawiać.
-
Nie da się ukryć – filuterny uśmiech przemknął przez usta blondyna – Gregor wie,
że przyleciałaś? – podniósł filiżankę do ust i uniósł znad niej pytająco do
góry prawą brew.
-
Nie.
-
Masz dla niego jakąś dobrą wymówkę?
-
Ty mi powiedz, Thomas, to ty mnie tutaj z powrotem ściągnąłeś.
-
W gwoli ścisłości, to sama przyjechałaś – splótł swoje dłonie i wyprostował się
– Ja tylko zasugerowałem, że chyba musisz bardziej pilnować swojego interesu.
Widocznie miałaś mocne podstawy sądzić, że musisz trzymać rękę na pulsie na
miejscu.
-
Wiesz – odetchnęła przez nos – Gregor bardzo emocjonalnie zniósł tą wystawę i ja
wiem, że to ona była na tych zdjęciach – przymknęła na chwilę powieki i
przełknęła ślinę – Ale to, że pojawiła się w Innsbrucku – z rozwartymi ustami, kręciła
przecząco głową, szukając odpowiedniego słowa – On tego nie przepracował i nie
ma tego za sobą. Boję się, że znowu ta cała konstrukcja runie, a już była na
dobrej drodze, już prawie wszystko odzyskał, złapał taki balans i skupił się na
skokach.
-
Laura – Morgenstern potarł mozolnie i z grymasem na twarzy swój podbródek – A nie
boisz się, że tamto między nimi się nie skończyło?
-
Błagam cię, Thomas – założyła dłonie na krzyż i parsknęła głośno, opadając na
oparcie – Ta zadra w nim tkwi zbyt głęboko, po za tym on mnie kocha. Ja dałam
mu wszystko co dobre, ona doprowadziła do na samo dno. Gregor to wie, nie jest
taki głupi.
-
Nie wątpię, ale mnie się wydaje, że takie nigdy niedokończone sprawy,
niewypowiedziane słowa i emocje muszą kiedyś wybuchnąć. Po za tym nie wiesz co
między nimi było, Laura. Przecież on nigdy ci o tym nie opowiedział – powiedział
z troską, rzucił banknot na stół i bez słowa wstał od stołu i opuścił lokal.
Zostawiając tym samym Laurę ze zmartwionym wyrazem twarzy i niepokojącymi
myślami kłębiącymi się w głowie.