Kwiecień
| Polska | Jaśmina
-
Jeśli myślisz, że zamierzam cię powstrzymywać podnosząc larum lub błagać, żebyś
została, to uczciwie cię informuje, że to się nie wydarzy – jego spokojny,
opanowany niemal do bólu pewny ton głosu odbijał się od beżowych ścian
sypialni. Jak ostry sopel lodu ciął moją skórę, naznaczając ją pogłębiającymi
się bliznami. Blondyn stał posągowo oparty o parapet i z założonymi rękoma
przyglądał się bacznie moim poczynaniom, śledząc swoimi niebieskimi tęczówkami
każdy mój ruch – Możesz już przestać to teatralne pakowanie? – syknął ze
złością, podchodząc do mnie i wyrywając z moich dłoni bluzkę, którą miałam
zamiar właśnie wrzucić w pośpiechu do rozłożonej na satynowej pościeli walizki.
Wstrzymałam drżący oddech próbując z całych sił nie dać po sobie poznać, jak
momentalnie moje całe ciało spięło się w nerwowym napięciu. Spojrzałam na niego
z gniewnym niezrozumieniem bez słowa próbując odzyskać moją własność, jednak
nadaremnie, gdyż jego kurczliwy uścisk był zbyt mocny. Nie udźwignęłam również
wagi jego przeszywającego mnie bezzasadnie obwiniającego spojrzenia, więc
pokonana pokornie spuściłam głowę.
-
W porządku, nie potrzebuje jej tak bardzo – oznajmiłam wciąż nieco rozgoryczona
i zasunęłam ekscentrycznie zamek od torby, usilnie zastanawiając się, czy w tym
rychłym pośpiechu nie zapomniałam czegoś ważnego. Spojrzałam kątem oka na
wyświetlacz mojego telefonu, gdzie ukazało się powiadomienie o nadchodzącej od
Kota wiadomości.
-
Jaśmina do cholery, co cię nagle ugryzło? Mówiłaś, że nie chcesz tej pracy –
Konrad złapał kurczliwie za mój nadgarstek, przyciągając mnie do siebie zbyt
nachalnie. Mimo mojego wyraźnego syknięcia, spowodowanego niekomfortową dla
mnie sytuacją, nie rozluźnił uścisku, a po jego dobrych manierach nie został
nawet ślad – Nagle przestałaś akceptować sytuację? Przecież byłem z Tobą
szczery od samego początku, mówiłem, że spodziewam się dziecka z kobietą, z
którą nic mnie nie łączy i niczego to między nami nie zmienia. Przecież
powiedziałem ci, że będziesz dla mnie tak samo ważna jak on.
Oparł
delikatnie swoje czoło o moje i subtelnie gładził moje lico swoją wewnętrzną
stroną dłoni. Czułam na swojej twarzy jego słodki oddech, zapach perfum i
kilkudniowy zarost, który doprowadzał mnie do obłędu. Musnął moje rozedrgane
wargi zaczepnie, po czym delikatnie przyssał się do moich ust, tak abym mogła
spijać słodkość tego pocałunku. Jego dłoń sunęła wzdłuż moich lędźwi,
zaciskając się agresywnie na pośladku, a jego szorstki język sprytnie rozchylił
moje zaciśnięte zęby.
- Nie – jęknęłam odpychając go od siebie i
widząc wściekłość w jego spojrzeniu. Nerwowo przełknęłam ślinę, przymknęłam
powoli powieki i wzięłam głęboki wdech - Naprawdę myślisz, że to nic nie
zmienia? – niekontrolowana ironia wdarła się na moje spierzchnięte usta – A ty
w ogóle chciałbyś kiedyś mieć ze mną dzieci?
Moje
pytanie ewidentnie zbiło go z pantałyku, gdyż odsunął się na tyle, aby móc
zdezorientowanymi spojrzeniem zlustrować moją twarz.
-
Jasne, że tak – odparł z oczywistością – Co to za pytanie.
-
A gdzie będziesz, jak będzie Dzień dziecka? – uniosłam enigmatycznie prawą brew
do góry. Jego ciche westchnięcie przerwało zastygłą ciszę, a posępny wzrok
uciekł w bok. Zawiązał wargi w wąską kreskę i nie potrafił odpowiedzieć na moje
utkane z niepewności pytanie – Gdzie będziesz w Wigilię? A jak nasze dziecko i
wasze dziecko będzie chore, to które będziesz nosił na rękach?
Prychnął
wymownie, kręcąc głową z niedowierzaniem, jednak moje szklące się oczy
podziałały na niego karcąco.
-
Jakoś to się ułoży Jaśmina, musi, nie ma wyjścia – wzruszył ramionami.
-
Ty nie masz wyjścia – jego wzrok powędrował na moje nagie posiniaczone ramię,
więc odsunęłam je ekscentrycznie, kiedy chciał je pocieszająco potrzeć i
uniosłam dłoń w obronnym geście - Ja mam.
-
Słucham? – ściągnął brwi z nie zrozumiem i obdarzył mnie pretensją w
spojrzeniu.
-
Nie zasłużyłam na to, żeby być równie ważną, nie zasłużyłam na to, żeby moje
plany i życie było uzależnione od innej kobiety i dziecka, które będziesz z nią
miał – widziałam na jego tężejącej twarzy, jak kalkulował odpowiedź, która
wciąż nie nadchodziła - Może to
egoistyczne i niedojrzałe, ale ja chcę być z kimś dla kogo będę najważniejsza,
wybrana, a nie równie ważna, z kimś, dla kogo nasze dzieci będą jedynym oczkiem
w głowie, wybacz.
Zacisnęłam
spoconą dłoń na rączce od walizki i pociągnęłam ją za sobą, wychodząc rzewnym
krokiem z pomieszczenia, w którym zostawiłam zdezorientowanego blondyna. Nie
zawahałam się nawet na ułamek sekundy, nie obróciłam ckliwie przez ramię, nie
obdarzyłam sentymentem pokaźnego bukietu róż, stojących w wazonie na
przeprosiny. Głęboki haust powietrza, który zaczerpnęłam po wyjściu z posesji
ukoił rozedrgane serce. Z ulgą dostrzegłam wysiadającego z audi Maćka, który z
wyczekującym spojrzeniem otworzył bagażnik. Przemknęłam z hałasującym na
brukowej kostce pakunkiem bez słowa, pospiesznie oddając go szatynowi.
-
Jaśmina, poczekaj! – donośny głos Konrada siłującego się z furtką i
zakładającego w pośpiechu bluzę na swoje ramiona skutecznie popchnął mnie do
drzwi maćkowego samochodu – Proszę cię, porozmawiajmy jeszcze. Kocham cię,
słyszysz? Zrobię dla ciebie wszystko, Jaśmina!
-
Jedźmy już – wyjęczałam błagalnym tonem, siłując się nadaremnie z pasem i mrugając kilkukrotnie skutecznie
powstrzymując napływając do oczu łzy. W lusterku przyglądałam się z niepokojem biegnącej
w naszą stronę, lecz sukcesywnie oddalającej się postaci blondyna.
-
Ależ to było melodramatyczne – zagwizdał z przekłamanym uznaniem skoczek, a w
kącikach jego ust przemknął cień zduszonego, kpiarskiego uśmiechu – Rozumiem,
że nie chcesz o tym rozmawiać? -skupiony na drodze, uważnie skręcił w lewo.
-
Dzięki, że przyjechałeś Maciek – zmęczona potarłam dłonią czoło, a szatyn
włączył radio.
-
Od czego ma się przyjaciół – odparł z oczywistością, posyłając mi swój firmowy
szczery uśmiech – To gdzie cię zawieźć?
-
Na lotnisko, trochę mi się spieszy.
-
Czyli jednak – westchnął niepocieszony, nerwowo stukając palcami w kierownicę.
Nie wydawał się być przesadnie zdziwiony.
-
Jednak, co?
-
Ucieczka do przodu, twój ulubiony przećwiczony wariant rozwiązywania
krytycznych sytuacji. Przecież byliście ze sobą na Mazurach przez dwa tygodnie
i nie mogłem się odpędzić od twojego szczęścia w słuchawce telefonu, więc co
się stało, hm?
Przez
ułamek sekundy spojrzałam na jego profil twarzy z zatrwożonym wzrokiem. Z
przygryzioną dolną wargą szybko przekalkulowałam, że to nie jest czas i miejsce
na takie rozmowy. Nie mam prawa obarczać go moimi problemami więcej, niż już to
zrobiłam.
-
Tak – zająknęłam się mało przekonywująco i postanowiłam kontynuować przemyślaną
i wiarygodną narrację - Było nam cudownie, ale zrozumiałam, że nie zawsze
będziemy we dwójkę i nie zawsze będzie nam tak cudownie, że zawsze będzie tamto
dziecko i tamta kobieta.
-
Rozumiem – pokiwał głową z uznaniem - Po prostu przyzwyczaiłem się już do
myśli, że zostajesz, że będziesz obok – jego ton głosu wyraźnie posmutniał.
Sięgnął do schowka po przeciwsłoneczne okulary versace, które założył na nos,
aby nie przymykać co chwilę powiek od nachalnie rażącego słońca, wychylającego
się zza kłębiastych chmur. Przejechaliśmy całą drogę w głuchym milczeniu z
lecącą w tle ckliwą piosenką Z jednym wyjątkiem, kiedy próbowałam bezskutecznie
wytłumaczyć mojemu kompanowi podobieństwo w pracy z organizmem skoczka i
kolarza, na przykładzie Primoza Roglica, który po porzuceniu nart idealnie
odnalazł się w światowym, naszpikowanym gwiazdami peletonie.
-
Będę za tobą tęsknić Jaśminka – wyszeptał mi do ucha, rozwiewając słodkim
oddechem moje włosy.
-
Niedługo wrócę, wątpię w to, że postawie gościa po takiej operacji na nogi na
trzy intensywne tygodnie morderczej jazdy – roześmiałam się dźwięcznie,
przylegając do torsu szatyna jeszcze mocniej, na tyle aby poczuć wbijające się
we moją klatkę piersiową jego żebra.
-
Nie rób tam nic głupiego – z ciężkim westchnięciem odsunął się ode mnie, jednak
pozostał na tyle blisko, bym mogła policzyć każdą z jego rzęs – I błagam nie
wplącz w żadną dziwną historię.
Przewróciłam
teatralnie oczami w geście irytacji i chwyciłam zamaszyście za rączkę od
walizki, przez co nieostrożnie zsunięty z ramienia rękaw swetra odsunął
potężnie zasinioną skórę. Z powrotem pospiesznie naciągnęłam go aż do szyi, co jednak nie umknęło uwadze zaniepokojonemu
szatynowi.
-
Jaśmina – zająknął się ledwo słyszalnym głosem, jednak obróciłam się na pięcie
przygryzając wargi i mocno ruszyłam w kierunku terminalu. Byłam mocno
spóźniona, jednak zerknęłam przez plecy po raz ostatni na zastygłą w bezruchu
sylwetkę skoczka. Dostrzegłam w jego błyskotliwym spojrzeniu, że właśnie
rozwiązał zagadkę mojej ucieczki do Austrii.
Gregor
|kwiecień| Austria
Podnoszę
do góry dwa palce, sygnalizując barmanowi powtórkę, a ten reflektuje się niemym
skinieniem głowy i obraca w stronę mahoniowych półek z alkoholami. Spoglądam
niecierpliwie przez plecy w stronę wejścia, jednak na próżno doszukuje się w
nim postaci blondyna. Wyciągam z kieszeni telefon, sprawdzając czy Laura
odczytała już moją wiadomość Kocham Cię, tęsknię i zastanawiam się, czy
wydedukuje po tym, że jestem już w stanie nietrzeźwości. Nie jestem tak wylewny
na co dzień, czy też kiedy, jak dziś wyjeżdża na loty. Umiejętność łączenia
dwóch zawodów i swoich pasji zawsze budziła u mnie podziw. Tak jak cała jej klasa,
szyk, obycie, osobowość, galanteria. Była kobietą, którą chciałeś pokazać
światu przy swoim boku. Chociaż najbardziej szanowałem w niej to, że
dostosowała się do mojej pokręconej wizji uczuć. Oczekiwałem od partnerki tyle
miłości ile sam byłem w stanie dać. Każde zachwianie proporcji byłoby dla mnie
nieodpowiednie i pewnie szybko zakończyłoby relację. Dlatego nam udało się
przetrwać. Obejmuje dłońmi szklankę, sunę obuszkiem po jej tępej krawędzi i
parskam wymownie, że przez ułamek sekundy poddałem wątpliwości nasze szansę na
dalsze przetrwanie. Chociaż po chwili dociera do mnie fakt, że to jednak
mglisty powód, dla którego to zrobiłem byłby bardziej godny pożałowania.
– Ale ty jesteś głupi Schlierenzauer - pokręciłem
z dezaprobatą głową i stanowczym ruchem przechyliłem szklankę z dźwięcznym
hukiem odstawiając ją na blat.
-
No no – usłyszałem wesołe pogwizdywanie i poczułem mocne poklepywanie po ramieniu – To
skrzywienie to na mój widok, czy zbyt mocny alkohol? – niekontrolowana ironia
wdarła się na usta blondyna. Usiadł na krześle obok i sięgnął do wewnętrznej
kieszeni swojej skórzanej kurki, wyciągając portfel. Uśmiechnąłem się pod nosem
doceniając jego uwagę.
-
Nie przyzwyczajaj się do tego, to jednorazowa sytuacja – wyznałem z cichym
westchnięciem, zamawiając podwójne whisky blondynowi.
-
Spokojnie Gregor, nie zamierzam się z Tobą zaprzyjaźniać. Aczkolwiek bardzo mi
schlebia, że jestem twoim kompanem do szklanki – Morgenstern wzniósł toast,
jednak spojrzałem na niego z politowaniem i przewróciłem teatralnie oczami.
Musiałem przyznać, że wciąż niezmiernie mnie irytuje jego wesołe spojrzenie i
ten zanadto rozluźniony styl bycia. Niebieskooki przeczesał dłonią swoje złote
włosy, a dostrzegając w oddali dwie posyłające mu uśmiech dziewczyny, natychmiast
się wyprostował, wypinając klatkę piersiową i wciągając brzuch. Jak dobrze, że
nie mam jeszcze problemu z dodatkowymi kilogramami.
-
Spytam wprost i nie będę owijał w bawełnę.
-
Kamień z serca – odetchnął z ulgą – Nie wiem czy twoje towarzystwo będzie mi
odpowiadać przez cały wieczór.
Puściłem
mimo uszu tą kąśliwą uwagę, jednak doskwierał mi fakt, że miał nade mną tą
przewagę. To ja musiałem zadzwonić z prośbą o spotkanie, to ja czegoś od niego
chciałem i w końcu tylko on może mi
pomóc.
-
Czy to możliwe, że widziałem dzisiaj Jaśminę? – wstrzymałem powietrze w
płucach, obserwując jak Thomas został zbity z pantałyku moim pytaniem.
-
Już masz pijackie wizje? Może skonsultuj się ze specjalistą, bo ja już ci chyba
w tym problemie nie pomogę – błysnął wątpliwym klasy żartem, szybko dopijając
drinka. Rzucił banknotem na blat, ewidentnie szykując się do wyjścia, ale ja
nie dawałem za wygraną.
-
Daruj sobie te swoje gówniarskie zaczepki, Morgenstern. Czy to możliwe, że
widziałem ją dzisiaj w Centrum Sportowym? Wiem, że coś wiesz.
Złapałem
go za ramię i zderzyłem się z jego zniecierpliwionym spojrzeniem niebieskich
tęczówek, które coś przede mną ukrywały.
-
Może coś wiem, może nie. Nie znajduję powodu, dla którego miałbym ci cokolwiek
mówić – wydymał usta, pokręcił głową i wzruszył bezwiednie ramionami.
-
Mam cię prosić?
-
Jesteś żałosny Gregor. Siedzisz tutaj i upijasz się do lustra, bo ci się
przywidziało, że widziałeś swoją byłą?
Thomas
Morgenstern miał bardzo wysublimowane hobby. Pragnął wyciągać z ludzi ich
najmroczniejsze sekrety, skrywane tajemnicy, prawdziwe emocje chowane za
frasobliwą maską pozorów. Doskonale o tym wiedziałem, że nie mogłem sobie
pozwolić na zdemaskowanie, ale być może to już krążące w organizmie procenty
spowodowały przypływ szczerości, na jaki nie byłem w stanie zdobyć się nawet
przed sobą. Jednak blondyn nieumyślnie postanowił podać mi pomocną dłoń.
-
Laura wie?
-
Właśnie w tym rzecz, że wolałbym wiedzieć to przed Laurą – syknąłem przez
zaciśnięte zęby – Chce być z nią szczery i niczego nie ukrywać, więc wiesz coś,
czy nie?
Westchnął
i powrócił na swoje miejsce splatając dłonie i opierając je o rant wypolerowanego
blatu.
-
To ci się nie spodoba Gregor – zaznaczył, przechylając głowę i spoglądając na
mnie badawczo – Z tego co wiem to przyjechała tutaj do pracy.
-
Tutaj? Ale …
-
Poczekaj – strofował mnie uniesioną do góry ręką – Przyjęli ją dopiero co do niemieckiego
kolarskiego zespołu, a ona ma pomóc austriackiemu kolarzowi dojść do formy
przed Tour de France.
-
Dojść do formy, zależy do której – prychnąłem przez nos i zatopiłem usta w
alkoholowym, brązowym płynie.
-
Facet miał złamany obojczyk i przyda mu się fizjoterapeuta, który pomoże mu
wrócić, przyspieszy i usprawni powrót, będzie miał wszystko pod kontrolą to
jest ważne, wiem coś o tym.
Zreflektował
się, że to jednak nie był dobry przykład, chociaż z pewnością miał trochę pragmatycznej
racji.
-
Błagam cię Morgenstern, szybciej od szlifowania formy, regenerowałeś swojego
kutasa, więc nie pieprz mi tu takich górnolotnych frazesów.
-
Okej, masz rację – pokiwał głową twierdząco, jednak wygiął twarz w kwaśny grymas
– Gówno mnie obchodzi co sobie o mnie myślisz, zwisa mi to co masz do Jaśminy,
ale nie będziesz obrażał żadnej kobiety w moim towarzystwie.
Wstał
z krzesła i zgarnął z blatu swój portfel, wkładając go z powrotem do kieszeni czarnej
kurtki.
-
Ty za to obrażasz jej swoim zachowaniem i tym jak je traktujesz.
Hipokryzja
była ciężka do przełknięcia, ale trochę to trwało nim blondyn strawił ją z
przystawioną pięścią do nosa.
-
Będzie tutaj półtora miesiąca, mam nadzieję, że Laura do tej pory zdąży wrócić.
Pozdrów je ode mnie, jedna i drugą, Greg.
Thomas
Morgenstern odjechał spod baru na swojej urażonej dumie, a ja uderzyłem wściekle
pięścią w drzwi lokalu, który opuszczałem. W głowie miałem jedną myśl, aby jak
najszybciej dotrzeć na wystawę moich zdjęć.
Wbiegłem
do środka mijając portiera, którego zdążyłem ostatnio przelotnie poznać.
-
Panie Schlierenzauer – zawołał za mną donośnym głosem, ale nie chciałem marnować
czasu na starcze pogawędki, zwłaszcza że z pewnością wyczułby ode mnie
nieświeży oddech i alkohol.
-
Wiem, że jest późno i już Pan zamyka, ale naprawdę potrzebuje zdjąć kilka zdjęć
– rzuciłem w głuchą przestrzeń nie czekając na jego odpowiedź, a może powinienem,
może to by mnie wstrzymało, a przede wszystkim zatrzymało. Wbiegłem do odpowiedniej
sali nie zważając na zapalone tam światło i stanąłem przed portretami Jaśminy. Zdjąłem
pierwsze dwa i usłyszałem stukot obcasów odbity od drewnianej podłogi. Moje
ciało sparaliżowała czyjaś obecność za moimi plecami, a może zrobił to zapach
pomarańczy i piżma.
-
Szkoda, że je zdejmujesz, bardzo mi się podobały.
no hej, polecicie coś do czytania?